Rozumienie własnego ciała

Zrozumieć, to nie to samo, co wiedzieć. Sedno sprawy znajduje się na pograniczu dwóch słów: „wiem” i „rozumiem”. Moim zdaniem, jeśli wiesz, ale nie praktykujesz, to tak naprawdę nie rozumiesz. Posiadasz jedynie pustą wiedzę, za którą nie idzie żadna mądrość.

Płać i płacz człowiecze
— w dowolnej kolejności  

Każdy z nas ma ciało, każde z tych ciał prędzej czy później odczuje skutki upływającego czasu, chorób cywilizacyjnych, zaniedbań, nawyków życiowych, ale również zdrowej diety i mądrego ruchu. Biznes oparty na naszych ciałach ma więc największy potencjał zarobkowy, a to dlatego, że jest tak powszechny. Ponad 150 mln złotych1 — tyle, my Polacy, wydajemy rocznie na leki homeopatyczne (a nie ma badań klinicznych, które jednoznacznie potwierdziłyby ich skuteczność). A to tylko kolejna gałąź rynku okołozdrowotnego, podobnie jak producenci suplementów diety czy odzieży sportowej, która u podstaw swych założeń ma wygenerować (rzecz jasna!) zysk. Biznes is biznes. Nic więcej, nic mniej. A o tym, że dźwignią handlu jest reklama, uczyliśmy się chyba wszyscy. To właśnie za jej pomocą producenci zdobywają nasze zaufanie, dzięki któremu w dobrej wierze wybieramy promowane przez nich produkty.  

Przysłuchując się przeciętnemu blokowi reklamowemu, dowiemy się, że niezbędne są nam: suple na mniej tłuszczu, specyfik na więcej mięśni, środki na detoks, siwiznę i eliksiry wiecznej erekcji. Na to wszystko coś na zespół niespokojnych nóg, zmęczoną głowę, wątrobę, włosy i coś dla ducha (i) świętego spokoju też się przyda. Hitem sezonu są buty do biegania po trawie dla osób z wysokim cholesterolem i okrutnie niskim IQ.  Na linię! Do startu! Gotowi! Start! i FRU do apteki, Decathlona, czy jakiegokolwiek innego miejsca kultu konsumpcji.

Przykład: Świat nauki wielokrotnie miał do czynienia z obalaniem mitów. Jeden z nich opisany jest w książce „Lek” napisanej przez Jo Marchant. Autorka przywołuje przykład fizjologa sportu, Tima Noakes’a, który postanowił zbadać pewien dogmat lansowany przez lobby przemysłu napojów dla sportowców, jakoby przyjmowanie półtora litra płynów na godzinę podczas biegu było zdrowym zaleceniem. Według jego badań takie ilości spożywanych płynów na godzinę powodowały zatrucie organizmu i były przyczyną tak zwanego załamania podczas wyścigu maratońskiego. Jak można się domyślić, badania prowadzone przez Noaksa, były niewygodne dla producentów napojów dla biegaczy. Oficjalne wytyczne dotyczące biegaczy zostały zmienione dopiero po 2002 roku, kiedy to w maratonie bostońskim 13% biegaczy uległo zatruciu wodnemu, a jeden z nich zmarł. Noakes podsumowuje „Ze starcia z amerykańskim przemysłem napojów dla sportowców przynoszącym miliardy dolarów rocznie wyniosłem taką naukę, że wiedzę medyczną można równie dobrze nagiąć, aby służyła czysto merkantylnym interesom, jak wykorzystać ją”2

Just do it. Don’t do it! 

Można doszukiwać się tu niedostatku rozumu i braku świadomych decyzji, ale czy oby na pewno przeciętny Kowalski jest wszystkiemu winien, skoro od rana do wieczora, nieustannie wymaga się od niego analizowania tych wszystkich informacji, którymi zalewany jest każdego dnia z telewizora, telefonu, bilbordów na drogach. Przecież nie da się być specjalistą we wszystkim. Czy to go choć w jakimś stopniu usprawiedliwia z tego całego nieporozumienia?

Szum branży fitness (i nie tylko) jest na tyle sugestywny, że bardzo łatwo jest nam znaleźć się w potrzasku. Mądrze przemyślane hasła specjalistów od reklamy robią nam kiełbie we łbie. „Schudnij w trzy dni”, „Pozbądź się tego”, „Zrób tamto na wczoraj”, „Zadbaj o to i pozbądź się tamtego”, (…). Kupujemy pełni zaufania z nadzieją, że decyzje podjęte bez naszego rozeznania, oni podjęli uczciwie no i trafnie.

Wszyscy (bez nielicznych wyjątków) wymagają od nas pośpiechu. W życiu na turbo obrotach łatwiej o akceptację cudzych pomysłów. Nie mamy czasu, a już tym bardziej cierpliwości do podchodzenia z uwagą do każdej atakującej nasz informacji. Permanentnie zasypywani reklamami często podejmujemy decyzję z poziomu trybu autopilot. Tak po prostu jest nam łatwiej. Coś tam niby wiemy, ale nie do końca rozumiemy. Jesteśmy zwyczajnie przebodźcowani.

Producent tabletek na chandrę nie powie nam, abyśmy zwrócili uwagę na higienę snu i regularne zaczęli się ruszać. Firma obuwnicza nie uraczy nas reklamą produktu opatrzoną szczerym hasłem: „Nie biegaj do czasu aż wzmocnisz swoje słabe ciało.”

Zauważcie, do czasu kiedy trudno było o specjalistyczne obuwie do biegania (nie było jeszcze Decathlonu!), amatorów maratonów było nieporównywalnie mniej. Dzisiaj wszyscy biegają, a mało kto ma do tego „zdrowie” (o technicznym przygotowaniu nie wspominając). Mają drogie buty zamiast silnych stóp, profersjonalne apki na telefon zamiast świadomego oddechu.

Zrozumieć, to nie to samo, co wiedzieć.

Nie zapomnę chwili, gdy jeden z moich podopiecznych oznajmił, iż on wcale nie musi rozumieć swojego ciała, bo od tego jestem ja. Broniąc swojego stanowiska, posłużył się przykładem o zepsutym samochodzie. „Panie Marcinie przecież jak psuje się auto, to oddaję je do mechanika”. Otóż nie do końca. Posiadanie ciała to przywilej i dowód życia. Twoje ciało to Ty, a nie ja, a tym bardziej korporacja Reebok.

Sedno sprawy znajduje się na pograniczu dwóch słów: „wiem” i „rozumiem”. Moim zdaniem, jeśli wiesz, ale nie praktykujesz, to tak naprawdę nie rozumiesz. Posiadasz jedynie pustą wiedzę, za którą nie idzie żadna mądrość.

Jeśli chcesz zrozumieć, a nie tylko wiedzieć jak funkcjonuje Twoje ciało, to serdecznie zapraszam do oglądania serii pt. Przysiad (Jak zacząć przygodę z ruchem!). To podstawowe ćwiczenie może stać się pretekstem do mądrej pracy nad sobą i nauki filtrowania napływających informacji z wewnątrz ciała i zewnętrznych źródeł.

Media lansują wiedzę dotyczącą przysiadu opierającą się na faktach typu: jakie kupić buty, jakie duże mieć pośladki,  ile wykonać powtórzeń w serii, jak zbadać swój PR (personalny rekord). Wszystkie te działania nie biorą pod uwagę Ciebie, jako indywidualnej jednostki z mniejszymi, bądź większymi umiejętnościami. A to bardzo mało perspektywiczne i ograniczone myślenie, ponieważ w ogóle nie podejmuje sedna tematu, czyli umiejętności czytania informacji płynących z ciała, które są podstawą rozwoju. Mądry, świadomy i odpowiedzialny rozwój to właśnie zwrócenie uwagi na takie aspekty, które omawiam w filmach, czyli: rola mocnego fundamentu, jakim są stopy; mądre podejście do wzorców ruchowych; ograniczenia wynikające z budowy ciała lub nawyków życiowych (np. pozycja, w jakiej spędzamy większość dnia); świadomość mięśnia przepony i zarządzanie oddechem itp. To są właśnie tematy, z którymi w pierwszej kolejności należy się zapoznać, zaczynając przygodę z ruchem, a wszelkie rekordy, triki i gadżety to sprawa drugorzędna.

Twój ruch to Twoje ciało, Twoje ciało to Ty. Nie pozwól, by zostało ci odebrane. Skup się na umiejętności odczytywania bodźców płynących z wewnątrz (np. jak uruchomić przeponę), a nie informacjach napływających z zewnątrz (jakie kupić buty).

1 https://www.newsweek.pl/biznes/rozcienczony-biznes/1xekxrk
2 Jo Marchant, „Lek. Jak umysł wpływa na ciało”, wydawnictwo Galaktyka, Łódź 2016, s.82.

Zadzwoń, by porozmawiać o Twoich celach